Bankomat byl- nawe dzialal wiec zabookowalismy 3-dniowy trip. W wozie 6 osob+kierowca. Upewniamy sie ze w teamie nie ma Francuzow, byly za to dwie Kanadyjki z Quebec i parka z Belgii:) Dobrze, ze gadali tez troche po hiszpansku i agielsku wiec pracowali za tlumaczy.
Wycieczke zaczynamy od cmentarzyska lokomotyw- czyli jak zrobic atrakcje turystyczna nie inwestujac zlamanego centavosa. Potem walimy z grubej rury: Salar de Uyuni, najwieksze i najwyzej na swiecie polozone solne jezioro. To tutaj wszelskiej masci szalency pobijaja rekordy szybkosci osiagane w samochodach, na rowerach czy na koniu. Warunki maja idealne, dluga prosta, plasko, blekitne niebo i slonce. Nie jest jednak tak oslepiajaco jak to sugeruja kobitki od sprzedaz przyciemnianych okularow. Pierwszy dluzszy przystanek to lunch na wyspie Isla del Pescado z olbrzymimi kaktusami. Jest okolo 20 innych wozow i czas na robienie glupich fotek. Niestety w bloga wkradla sie cenzura, wiec nie mozemy zalaczyc wszstkich fot. W kazdym badz razie, tworczosc nawiazywala do pewnego kaktusa.
Dalej to miejsce noszace dumna nazwe jakini (nie dziwota ze inne agencje nie maja tego w ofercie) i salt hotel w ktorym spedzamy noc.
Drugi dzien to jazda przez wulkany, dziwnokszaltne skaly i kolorowe laguny. Niestety ich kolor czesto zalezy od (photoshopa) pory roku i kierowca cos tam sciemnia, ze kolor ziolony czy zotly to tak sierpien-listopad. Jest za to troche wildlife'a: prawdziwe plochliwe flamingi, lamy, bikunie (nazwa hiszpanska, troche mniej owlosiona siostra lamy) i pustynno-myszo-gryzonie. Spimy w oslawionym z powodu zimna hostelu, choc widac, ze hartowanie w amiocie nei poszlo na marne. Podczas gdy my spimy w batkach pod spiworami, inni ubieraja wszystkie mozliwe ciuchy, opatulajac sie dodatkowo 3 kocami.
Ostatni dzien zaczynamy o 5 rano, zeby zobaczyc gejzery i wulkany- po ciemku. Potem mozliwosc goracej kapieli, kolejne laguny i jazda przez pustkowia spowrotem do Uyuni. Wjechac do miasta nei jest jednak tak latwo wskutek blokady drog przez strajkujacych gornikow. Dodatkowo zadne busy nie sa wpuszczane i wypuszczane wiec blady strach padl na wiekszasc gringo. My na razie spokojnie , bo i tak planowalismy troche odpoczac.
Ulubione slowo polonistki- Reasumujac:
a)Andrzej strzelil focha i po raz drugi, gdy wykupil wycieczke z wyzywieniem postanowil miec klopoty zaladkowe
b) Nie ma znaczenie z jakiego biura jedziesz. Wszystko zalezy od kierowcy. Z naszej agencji jechaly 2 wozy i to ci drudzy mieli mneij szczescia. Do hostelu dojezdzali 2-3h przed nami, omijajac niektore punkty programu
c)Jezdzi sie druzynowo 5-6 aut (dla bezpieczenstwa). Nasza Toyota Land Cruiser zaliczyla tylko niekotrolowane otwarcie maski, wyladowany akumulator i postoj na srodku rzeki.
KOSZTY: bus Tupiza-Uyuni 35/os, nocleg Uyuni 25/os, 3-dniowy trip 530/os