Kuala Lumpur postanowilismy potraktowac jako punkt przesiadkowy w podrozowaniu po Malezji. Bylismy w nim 2 razy spedzajac w sumie 3 doby. Nasze spostrzezenia wygladaja mniej wiecej tak:
Dojazd od strony Georgetown: "Patrz na ta siec autostrad, jakie metro tu maja, jak czysto na ulicy i to city center z drapaczami chmur, ktorych nie powstydzilo by sie nie jedno europejskie miasto"
Dojazd od strony Singapuru: "Patrz jaki wysluzony tabor metra i zniszczone autobusy, O! dziura w chodniku i ci ludzie, jacys tacy ubodzy, no i wszechobecne smieci..."
Tak, KL jest dla nas najbardziej europejskim miastem w SE Azji. Singapur w tej kategori nei moze byc brany pod uwage.
Gorujace nad miastem Petronas Towers (najwyzsze blizniacze wieze swiata), z bliska nie robia juz wiekszego wrazenia wskutek zludzenia ze otaczajace budynki sa rownie wysokie. A nie sa:) Wystarczy wjechac na Skybridge- most laczacy obie wieze by moc spogladac na okolice z opuszczona glowa. Szkoda tylko ze jest to zaledwie 41 pietro- 200m, polowa wysokosci. Wjazd na most jest bezplatny, lecz ilosc biletow jest ograniczona. Pierwszy wjazd jest o godzinie 9, my w kolejce ustawilismy sie o 8 i udalo sie wejsc z pierwsza grupa (razem ze spotkanym Polakiem, ktory czekal od 6...hehehe).
Jesli chodzi o manie wielkosci to w KL jest tez czwarty co do wilekosci meczet w SE Asii. Po raz kolejny zalapalismy sie na wyklad o rownosci: chrzescijanstwa, islamu i judaizmu, tak... "same same but different".
Niestety bylismy o 2 tygodnie za wczesnie na Thaipusam festiwal i nie moglismy obserwowac masochistycznych poczynan hinduskich pielgrzymow (polecamy google:)). Jedyna atrakcja Batu Caves byl najwyzszy na swiecie posag Shivy.
Moze jednak popelnilismy blad, ze nasz pobyt tutaj byl szarpany, bez okreslonego planu, przez co czesto blednie odbieralismy glosy ulicy hehe glosy ulicy aaaaaa
KOSZTY: wszystkie 'atrakcje' sa za friko, nocleg 20R/2os, komunikacja miejska 1-2R/os