Droge w autobusie umilalo nam kambodzanskie karaokiem i film z gatunku brutalnych komedii kung fu. czyli standard. a gdy bus zajezdzal pod office miejscowi juz sobie porezerowawali pasazerow ktorych beda podwozic. my gdy tylko odebralismy plecaki weszlismy do pierwszego lepszego hotelu hostelu ze niby nasz, poszlismy obejrzec pokoje i grzecznie podziekowalismy. przez te 3min z ulicy wszyscy znikneli i spokojnie znalezlismy to czego szukalismy. Sama Stolica to przede wszystkim Royal Palace, Tuol Sleng Museum i Killing Fields. i znowu rower okazal sie naszym najlepszym przyjacielem. znowu sie pogubilismy (Lonely ma badziewne mapy- tak to sobie oczywiscie tlumaczymy). Pierwszy raz w zyciu udalo nam sie stac rowerem w normalnym korku rowerowo- motorowym. nie wiem jak ludzie w autach wytrzymuja tu psychicznie.
Same miejsca zbrodni rezimu Pol Pot'a faktycznie przytlaczaja, choc z perspektywy naszej (Polakow)nie szokuja... chyba serio to jest najgorsze ze nas nie szokuja. w kazdym badz razie zdjec tam nie robilismy bo i po co? Mamy za to kilka fotek z miasta/ aha jak na razie net jest w hostelach w ktorych spimy.
nie wiem co to WiFi ale tuk tuki tego nei maja i moje batki tez nie.
P.S. Wiadomosc dla tesciowej: nie za bardzo tez wiem gdzie jest Ewa ostatnio widzialem ja na zdjeciu nr 5;]
KOSZTY
hostel 6$/2os, wejscia 2$/os wszedzie, obiady 4000-6000 riele, woda 1500riel/1,5litra