Mielismy troche szczescia. Jak wspominalem granica byla zamknieta przez 5 dni. Nie czekajac pojechalismy 30.04 do Wuqia, gdzie jest odprawa paszportowa(?) Niby nic, gdyby nie fakt, ze miasto jest 160 km od granicy i jesli ktos nie dostanie pieczatki tutaj z granicy jest zawracany. No wiec 30 'granica' zamknieta, pierwszego tez, drugiego podobno tez ma byc, jestesmy tam z rana i wszystko pozamykane, glucho, ciezarowki stoja, jak staly. Po 11 do pokoju przychodzi typek i mowi ze granica jednak otwarta, wiec jedziemy, oddajemy paszporty, ogladaja no i ida na konsulatacje. Po chwili przychodzi kolo mowiacy po angielsku, ze nasza wiza skonczyla sie wczoraj, a my ze wiemy ze mamy potwierdzenie z hoteli, ze tu czekalismy itp, a on ze ok i na przyszly raz mamy o tym pamietac i do zobaczenia. i to wszystko.
Co za kraj. Wsadzaja nas w busika, bo niby po odprawie juz do granicy rowerem nie mozna, zreszta nie mielismy ochoty. Po stronie Kirgiskiej kamazy, audice 80, magaziny, zupy i tak swojsko brzmiacy jezyk.
Wieczorem ognisko razem z innymi rowerzystami.
Jedyny minus dnia, i to z naszej winy to nieprzypilnowalismy urzednika kirgiskiego (z podekscytowania) i wbil pieczatke w wolna kartke, co bardzo skomplikowalo nam sytuacje...