Wlasciwa Pamir Highway glownie przebiega przez Tadzykistan, ale ze ciagnie sie az do Osh to przynajmniej choc troche moglismy przejechac tym legendarnym szlakiem. Oczywiscie jeszcze w Chinach na bazarze zaopatrzylismy sie w walizke bitcoinow, jako ze jest to glowny srodek platniczy tutaj...
No coz, wspinamy sie, na przeleczy pola sniezne, wogole zima, 3781mnpm kolejny rekord.Na zjezdzie zaczyna padac, po chwili wali sniegiem, chowamy sie w starej przyczepie lezacej w rowie i lapiemy stopa. Zabiera nas Kirgiz z synem od razu do swojego domu na strawe i spanie. Tu na poludniu mieszkaja pobono ostatni Kirgizi mowiacy wlasnym jezykiem, tam na polnocy raczej rosyjski- sprawdzimy.
W kolejny dzien slonce towarzyszy nam tylko do kolejnej przeleczy, za nia znowu deszcz, wiec tym razem chowamy sie w szkole. Dostajemy pokoj, czaj, maslo, pijemy vodke z wuefistami i mimo przejasnien zostajemy na noc. Oplacalo sie bo do Osh prowadzi 50km zjazd. Jest bezchmurne niebo, cieplo, zielen w rozkwicie, wiosna juz dawno przyszla. Na drodze merole, vv, lady, sady jablkowe i czeresniowe, sklepy spolem i babki w chustach, ogolnie wrocilismy! Troche karkolomne stwierdzenie, ale moze geograficznie to tutaj Azja, ale kulturowo (pomimo, ze okolice Osh sa bardzo muzulmanskie) to nasza Europa. Tesknilismy za prawdziwym chlebem, serem, szynkami, maja nawet kiszone ogorki..
W Osh raczej odpoczywamy, chodzimy na bazar, jest cos w rodzaju wesolego miasteczka. Jest tez kilka stolow do pingponga i kobita- Uzbeczka, ktora wyzywa zagraniczniaka na partyjke do 21, a stawka sa 2$. Kobita nie wiedziala z kim ma do czynienia, niestety ja bylem zaskoczony bardziej. Jeszcze nie spotkalem osoby, ktorej pala wejdzie za kazdym razem a ostatnie dwa serwy walnie po kantach. Rewanz byl formalnoscia... z jej strony. I juz sie nie dziwie ze Kirgizi nie lubia Uzbekow.