Nie chcielismy zbytnio zapeszac, wiec nie rozmawialismy o tym duzo... Ale udalo sie. Znow bez problemow wyladowalismy w Bangkoku, choc z tym krotko waznym paszportem Marty moglo sie zakonczyc powrotem do Polski...i to o wiele drozej niz bysmy chcieli. Panie w Ambasadzie RP w Bangkoku potwierdzily, ze wiele osob jest odsylanych do kraju, bo waznosc paszportu konczy sie szybciej niz za 6 miesiecy i 1 dzien (wymagane w Tajlandii, Malezji, itd.). Nam sie udalo i po 20min od wejscia do Ambasady Marta odebrala swoj nowy tymczasowy paszport.
Na 5-letni musielibysmy czekac min 2tygodnie do nawet 6 tygodni, bo paczka z Polski z paszportami przychodzi raz w miesiacu. Tak wiec zaplacilismy wiecej, sami nie wiemy czemu nie zalatwilismy Jej normalnego paszportu w Pl? i mozemy jechac dalej.
Z cieplym jeszcze paszportem i pelni optymizmu udalismy sie prosto do Ambasady Chinskiej. Tu czekalo nas ogromne rozczarowanie:
1. mimo, ze do Chin mozna dojechac 'na kolach' w Ambasadzie wymagaja biletu lotniczego w 2 strony
2. musisz miec zarezerwowane przynajmniej pierwsze noclegi w Chinach
3. musisz pokazac czym dysponujesz na swoim koncie (min 100$ / os / 1 dzien!)
4. i najlepsze: jesli jestes UNEMPLOYED nie mozesz ubiegac sie o wize ;) Pani przy okienku mowi: BEZROBOTNI? To niemozliwe?! przeciez macie corke, nie mozecie byc bezrobotni. Wow, mamy sciamniac, spreparowac, dokumenty? bo urzednikom musi sie zgadzac ilosc papierkow, pieczatek....bez komentarza.
Zrobilismy 2 podejscia w Bangkoku:
pierwsze - rzeczywiste, zgodne z prawda, jestesmy bezrobotni
drugie - PRAWIE legalne - oboje pracujemy pod moja dzialalnoscia gospodarcza - zawieszona co prawda, ale co tam, w koncu jestesmy na wakacjach ;) Pani na to: pismo jest zbyt malo oficjalne, brakuje logo, naglowka, pieczatek... i tu znow bez komentarza. Nie warto bylo walczyc.
Andrzej ze zlosci podarl dokumenty. Jako, ze plan podrozy jako tako istnieje (?), a Chiny sa tak wielkie, ze trudno je ominac, sprobujemy sie tam dostac inaczej. O postepach w zalatwianiu wizy poinformujemy ;)