W kolejnym i jak sie pozniej okaze ostatnim etapie poznawania Birmy jedziemy na plaze.
Po pierwsze, zeby sie wygrzac. Po drugie - odpoczac od ciaglego przemieszczania sie (przynajmniej zenska czesc ekipy byla zmeczona). Po trzecie - zobaczyc jak wyglada jedna z niewielu plaz otwartych dla turystow.
W zatoce bengalskiej zagranicznych turystow przyjmuja 2 miejsca: Ngapali i Ngwe Saung. My wybieramy te druga - 5 godzin bezposrednim autobusem z Yangonu. Plaza jest bardzo rozlegla: 15 km dlugosci, dosc szeroka, piasek miekki, dosc czysto, woda tez niczego sobie. Do wyboru sporo roznego rodzaju kompleksow wypoczynkowych: poczawszy od tych za 20$ - czesto ciemnych, nie do konca czystych - np. Pearl Hotel (spalismy 3 noce, ale nie polecamy), przez drozsze o pare $, ale bardzo ladne, czyste, z mila obsluga, widokiem na morze - np. Silver Coast Hotel (25$ za 3-osobowy apartament) - zdecydowanie polecamy, po te luksusowe - z basenami, mini golfem i innymi atrakcjami ;)
Nabralismy sil, wygrzalismy sie, powalczylismy z falami, teraz ruszamy dalej - zalatwiac formalnosci w Bangkoku.
Mnie (E.) Birma nie przekonala. Zbyt duzo walki z kurzem, brudem, ludzmi, ktorzy uparcie z kazdego kata probuja zrobic Marcie zdjecie, bardzo tluste jedzenie.
(A)
Probowalem miotac sie jeszcze przez 3 dni sam, zostawiajac dziewczyny na plazy, ale ilosc ograniczonych dostepem terenow jest olbrzymia. W zasadzie malo co jest otwarte. Mozna jechac z przewodnikiem i wyrobionym permitem, na pewno komus uda sie przekroczyc kilka check pointow bez zezwolenia, ale ja w tym sensu nie widze. Boksowac sie juz na poczatku, zeby wyjsc poza granice miasta, ktore podobno jest otwarte dla ruchu turystycznego?
Najlepszy turysta to turysta w zorganizowanej grupie, lub taki co doleci do miejsca A, nie wychyla nosa i wraca tak samo lub lodzia, busem, lub pociagiem z zakazem wychodzenia na posrednich stacjach (mowa tu o Sagaing region-gory, albo Tanintharyi region- adamanskie wybrzeze). Bez sens.
Bylem niezle naiwny wierzac w te otwarcie kraju na swiat.