Blue eye- strumień rzeki wypływający prosto z jaskini, dający początek dość sporej rzece. Woda krystalicznie czysta, widać ujście na głębokości 20m. Sama jaskinia ma podobno 50m ale jeszcze nie zbadano jej całkowitej głębokości, jak również źródeł jej zasilania.Dla chętnych kąpiel w temperaturze 10C połączona z możliwościaz skoków w otchłań. Wypychanie na powierzchnię gwarantowane. Cała okolica robi niesamowite wrażenie. Wokół gęsta, bujna roślinność mająca znakomite warunki do rozwoju. Ciepło i wilgoć. Kora drzew pokryta liśćmi, przerośniete krzewy i trawy. Może wbity parasol tutaj nie zakwitnie, ale też klimat jest bardziej przyjazny.
Gjirokastra- jedna z największych twierdz na bałkanach. Wykorzystywana do celów obronnych przez Turków oraz jako więzienie przez komunistów. Tutaj spotykamy pierwsze zorganizowane wycieczki autobusowe- do Grecji jest 40km.
Jeździmy bez przedniej rejestracji, która odpadła, o dziwo, na dobrej dordze i tylko przypadek sprawił że się na nią natknęliśmy. Mamy kolejne kontrole policyjne, które nas nei dziwią , a tylko budzą coraz większą wesołość. Stary mercedes, troche obity, bez przedniej rejestracji (bród akurat działa tu na naszą niekorzyść, Albańczyk myje auto w deszczu) to pewna ofiara władzy. Zaglądają na tylną rejestrację i zza warstwy kurzu są w stanie odczytać SH- aha. Szkodra. Podchodzą od strony kierowcy i widzimy te zmieniające się miny. pewność przechodzi w zmieszanie. Fotelik dla dziecka a w nim blond białe dziecko, pełno bagaży. Brak znajomości angielskiego każe mu puścić nas dalej. Ale policjantów jest dwóch i więcej, więc ten kolejny znowu macha zaskoczony naszym szybkim odjazdem ze strefy kontroli. Groźna mina zmienia się wraz z krzykiem gzdieś zza tylnej szyby że Polak.
Wjeżdzamy w góry, nawierzchnia mieszana, średnia 40km. Piękne widoki, wreszcie lasy. Pasterze pędzący bydło, owce i kozy środkiem drogi. Góry, kaniony, wodospady, doliny, ośnieżone szczyty, burza
Trafiamy do restauracji z darmowym kempingiem (jest to meijsce zaliczane do jednego z tych 6 campów w kraju). Oprócz nas 15 rowerzystów z Czech, którzy korzystając z wsparcia busika z przyczepką pokonują albańską krainę. Rakija, piwo, papierosy. O pierwszej w namiocie o 8 sparing w Petanque. Oby na Euro był polski rewanż.
Dojeżdzamy do Korczy. Wspaniały bazar. Owoce, warzywa, oliwki, kawa, sery, alkohole, uliczne grile, chińskie buty i koszulki. Zakupy porobione i to to tyle.
Wygląda na to, że będziemy okiem wracać do Polski.By znaleźć kupca potrzeba troche czasu. Posiedzieć w jednym miejscu, rozpuścić wieść po warsztatach samochodowych, po barach. Jedyny klient (albański handlarz) pojawił się w czasie naszego przymusowego uziemienia i szlajania się po serwisach, jednak jego cena była typowa na początek a myśmy musieli uciekać dalej.
Same ceny samochodów są raczej wysokie, ale preferowany ejst tutaj przede wszystkim ekonomiczny silnik... no i merc.