Kilometrow duzo nie zrobilismy ale sporo podopoczywalismy.
Gdy rozbilismy sie w deszcze w jakiejs dolince i okoliczna rodzina zaprosila nas na goraca zupe, postanowilismy oduczyc ich falszywej skormnosci i wprosilismy sie na 2 noce z wyzywieniem.
A gdy na serio padalo i morale byly nienajwyzsze, trafilismy na osrodek rehabilitacyjny dla dzieci wspolprowadzony przez naszych znajomych z pafafii z Jalalabadu i tak utknelismy na tydzien korzystajac z dobrodziejstw nowoczesnosci w postaci goracej wody z bojlera i lazienki na pietrze. Dodtakowo piaszcysta plaza, pingpong i wieczory filmowe. Kolonie.
Powrot troche sie skomplikowal poprzez ostre prostesty mieszkancow przeciwko kopalni zlota. Zamknieta droga, wprowadzona godzina policyjna, troche obawialismy sie sytuacji sprzed czterech lat z Boliwii i Peru gdzie protestanci zamykali miasto na kilka dni, ale z tym razem z pomaca ksiedza Remigiusza i jego brawurowej sportowej jezdzie zdazylismy na czas.
Z dzialalnosci gorskiej to: (A) wykorzystalem okno pogodowe, wlazlem w doline, pilem wodke na polanie z pasterzami, potem dalej degustowalem wodke w jurcie popijajac czajem i zajadajac sie kartoszka, przehandlowalem czapke z daszkiem na dwugodzinny spacer na koniu w gore doliny, wlazlem na byle sszczyt, przymarzlem w nocy, przed przelecza zrobilem bohaerski wycof ze wzgledu na brak sprzetu zimowego i rzucalem kamieniami do zajecy i swistakow.
Ambasada rosyjska szybko nam wyjasnila ze ladem wracac nie bedziemy jesli nie zaplacimy za plik roznych papierkow po 300$/os (m.in. wyrobienie wizy biznesowej do kirgistanu -200$), wiec mamy karton na rower, tani bilet i jutro chyba koniec...azji
Nie nie wracamy do Polski ani nie lecimy na RG, ale bedziemy blisko. do zaniedlugo