Udaje nam sie dojechac po 6 dniach. Pustki. Na poczatku drogi pojedyncze domy co 20-30km. Wody wozimy 6l, staramy sie miec full, napelniamy z termosow na stacji benzynowej czy wulkanizacji lub kupujemy w sklepikach. Noce zimne, ale po 8 da sie zyc i chce sie wstac. Przynajmniej z miejscem na namiot nie ma klopotu nawet z niezlym widokiem, a jak sie ma zaparcie to noca czlowiek wyjdzie spod spiwora poogladac gwiazdy... odlac sie.
Z kazdym dniem cieplej, buciory wracaja do plecaka, jeszcze mniej ludzi i zaczyna wiac. Przerazliwie- w morde. Tu juz nie walczymy z kilometrami a z samym soba. Glowa w dol, nieznosna melodyjka ktora jakos sie przyplatala i nucisz jak mantre i do przodu. przerwy coraz czestsze, coraz dluzsze.
Ostatni dzien ruszamy o 9 co jest naszym kolejnym rekordem i przez 2h ostro gonimy robiac 45km zanim sie rozdmucha. potem to juz j/w. Dodatkowo, te 80km bez chalupy czy stacji beznynowej.Dobrze ze wozimy te 6l- zawsze.
I tak w radosnych nastrojach, bardzo dumni z sibeie dojezdzamy do Dunhuang, jednego z wazniejszych miast na Jedwabnym Szlaku, gdzie trasa rozchodzila sie w trzech kierunkach: pld-zach, zach, pln-zach, omijajac pustynie Takla Makan i kierujac sie odpowiednio w strone Kaszmiru i dalej Kabulu, Bagdadu i Damaszku, lub w strone Morza Czarnego, Kaspijskiego i Srodziemnego.
Troche sie obawialismy spotkania z kolejnym wzorcowym chinskim miastem, ale jestesmy mile zaskoczeni. Sa bazary, jest tloczno, swieca lampiony i neony, sa suveniry- jest typowo turystycznie, czego zwyczajnie oczekiwalismy bo to jedyna szansa na podmaszkiecenie i poladowanie akumulatorow. Jeszcze tylko znalezienie noclego nastrecza nam problemow, bo w hostelach zadaja 200RMB/noc ale sprawe szybko zalatwiamy znajdujac jeden z tysiaca hoteli w ktorym na dzien dobry dostajemy znizke ze 180 na 120 by skonczyc 300RMB za trzy noce. Kolejny plus jezdzenia poza sezonem
Atrakcje miasta sa dwie: Crescent Lake z otaczajacymi wydmami oraz Mogao Caves.
Dzis udalo nam sie zobaczyc ta pierwsza. Owszem jezioro jest, owszem w ksztalcie polksiezyca, podobno nawet naturalne, co rzeczywiscie zdumiewa, wydmy wysokie (zadnych dzwiekow nie slyszelismy), piachu mnostwo i wieje. Atrakcja kosztuje 20$ od osoby co uznajemy za zdzierstwo wiec rowerami jedziemy w prawo, w lewo, i wchodzimy od strony jakiegos placu budowy razem z innymi lokelsami i robotnikami. niech sie cmokna