Z Leshan postanawiamy dojechac do Chengdu na rowerach, mimo ze ma to byc tylko miejsce przesiadkowe i mozna bylo jechac z Leshan ale chcielismy cos zobaczyc z prowincji syczuan. Strata czasu. 200km po plaskim, wzdluz fabryk, obok tirow i zakurzeni; dodatkowo jednodniowa ulewa uziemia nas w hotelu. Dwa plusy to: pekla wreszcie dobowa setka, maja jednak znakomita kaczke.
Dojechalismy do Chengdu na wieczor i od razu mielsimy lapac pociag, ale natlok Chinczykow wykluczyl nawet miejsca stojace, wiec kupujemy na kolejny dzien, ale musimy poszukac hotelu. I tu pojawia sie problem ktorego nei znalismy wczesniej z prowincji Yunnan, a ktory bedzie sie nasilal: nei wszystkie hotele sa dla cudzoziemcow. Te tansze na pewno, na drozsze nie mamy kasy. Znowu daje o sobie znac instyknt, ktorego myslelismy ze nie mamy i tak jezdzac bez map i przewodnika, w centrum 4mln miasta znajdujemy hostel.
Samo Chengdu calkiem przypadlo nam do gustu (w te kilka godzin co mielismy). Dodatkowo bardzo przyjazne towarowe PKP, z angielskim, gdzie bez problemu przyjmuja nasze rowery i za 30zeta od sztulo wysylaja 2000km dalej pozbawiajac nas klopotu.