Geoblog.pl    awe    Podróże    W a k a c j e...    Zloty Trojkat
Zwiń mapę
2013
08
mar

Zloty Trojkat

 
Laos
Laos, Ban Mom
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 29695 km
 
Legendarny obszar na Mekongu na styku trzech panstw: Birmy, Laosu i Tajlandii, niegdysiejszy swiatowy lider w produkcji opium (heroiny). Zamieszkany przez liczne mniejszosci etniczne, porozumiewajace sie wlasnym dialektem i nierzadko mieszkajacych w roznych panstawach. Schronienie dla banitow i miejsce dzialan przemytnikow, awanturnikow i poszukiwaczy przygod. Dopelnieniem jest dzungla i las deszczowy, swiadek walk partyzantek prawicowych lub komunistycznych z silami rzadowymi, co oczywiscie nie przeszkadzalo jednym i drugim finsansowac wojen z eksportu narkotyku. Tak, przez dlugi czas w tej dzungli najwiekszym niebezpieczenstwem wcale nie bylo robactwo czy odwodnienie.
Sama uprawa opium na tych terenach siega kilkuset lat. Karawany z Chin transportowaly w strone Tajlandii przyprawy i jedwab, a zabieraly drewno i wlasnie opium. Jednak to kolonialisci dostrzegli w opium cos wiecej niz srodek odurzajacy lub leczniczy usmierzajacy bol. Oni rozpoczeli uprawe na szeroka skale, uzaleznili farmerow dzieki czemu nie mieli klopotow z przekonaniem ich do wlasciwej uprawy na polu, a potem eksportujac plony do Europy, czerpali niebagatelne zyski. Oczywiscie przemysl leczniczy tez na tym skorzystal i do dzis cieszymy sie z wynalezienia morfiny. W latach 70-tych, gdy wiekszosc upraw byla pod kontrola generalow Birmanskich, Tajskich i lokalnych gansterow, rozpoczal sie boom 'turystyczny' i dla spragnionych hippisow i narkomanow stowrzono palarnie opium. Dzis, mimo ze 90% swiatowej produkcji heroiny przypada na Afganistan, nikt tak naprawde nie zaprzecza istnieniu upraw maku. Tajowie zweszyli w tym niezly biznes turystyczny tworzac muzeum opium budujac hotele i parki rozrywki a wszystko z nazwa "opium" czy "golden triangle". Myanmar ma znakomity pretekst do niewpuszczania na te tereny turystow i swobodnie moze prowadzic dzialania zbrojne przeciw ludnosci lokalnej. Dlatego nasz wybor padl na Laos, ktory w zaden sposob nie ogranicza dostepu do tego obszaru,a mial dac poczuc atmosfere miejsca.
Srodkiem transportu jest motorek, ktory bierzemy z Luang Nam Tha. Swoje przygody przezylismy tutaj 4 lata temu, wiec teraz od razu jedziemy do Huay Xai. 180km przez gory, zimno, pada, mijamy wioski ktory wygladaja jakby dzis w nocy wybudowali im szeroka asfaltowa droge, kury i swinie swobodnie przekraczaja ulice tuz przed nadjezdzajaca ciezarowka, dzieci bawia sie w ganianego, a starsi gdy ich mijamy potrafia tylko wybaluszyc oczy, zrobic powazna mine, wskazac palcem i wypowiedziec jedyne przychodzace im do glowy slowo: 'falang'. Huay Xai to miasto granicze z Tajlandia z granica na Mekongu, pelne turystow, guest housow, tajskich produktow i tajskimi bathami w obiegu zamiast laotanskich kipow. Stad jeszcze 50km sfaltu i dojezdzamy. Zloty trojkat. Trafiamy troche od zlej strony do urzedu imigracyjnego i czegos w rodzaju zarzadu specjalnej strefy ekonomicznej (Golden Triangle Economic Zone), a tam gigantyczna makieta z planami inwestycyjnymi. Budza one nasze ironiczne usmiechy, gdy porownujemy z otoczeniem zwiru, cementowni, i dwoch koparek. Robimy pamiatkowe zdjecia, po tajskiej stronie faktycznie moc hoteli, po birmanskeij trawa, od strony Laosu wybetonowane nabrzeze. Magia miejsca powaznie nadszarpnieta. Ruszamy dalej i momentalnie wysadza nas z foteli. Promenada jak na florydzie, bazylika Sw. Piotra z Watykanu zwienczona korona- to kasyno. hotele, male chinatown, bentleye, hummery i dlugie limuzyny. Wszedzie chinskie krzaczki i nagle olsnienie.Wszystko uklada sie w logiczna calosc. Za kilka dni otwieraja kolejny most przyjazni Thai-Lao, choc chyba przyjazni Thai-Chinese bo Laos pozostanie panstwem tranzytowym. Ta zjawiskowo dobra droga przez gory, nowe slupy elektryczne, i kasyna dla kochajacych hazard Chinczykow. 220km najkrotszej drogi ladowej pomiedzy dwoma hegemonami.
No to teraz ma sie zaczac. Koniec asfaltu, nastepny za 200km jedziemy w gore Mekongu. Na ostatniej stacji benzynowej spotykamy motocyklowa parke, ktora bedzie nam towarzyszyc przez najblize dni. Droa mimo ze szutrowa utwardzona, spokojnie pokonujemy kolejne km, co chiwle mijamy koparki, spychacze, poszerzajace droge. Mijamy plantacje drzewa kauczukowego, wioski pelne dzieci, przekraczamy strumienie i rzeki. Mekong wyglada zupelnie inaczej niz w Vientianie czy Pakse. Nie jest leniwy i rozlany po calym korycie, lecz wartki z przelomami, nierzadko szeroki na niewiecej niz 20metrow. Mnostwo lodzi towarowych, i widac jakie trudnosci maja te plynace w gore rzeki. Na drugim brzegu Birma. Dzika, bez drogi, z nielicznymi, malymi wioskami, z nieprzebyta dzungla i gorami, bez wycinek. Sciana lasu.
Konczy sie tez utwardzona droga i zaczyna bloto. Przez 3 godziny robimy moze 20km. Motorbike latwo grzeznie, ale tez latwo go wypchac. Mamy ogon, ktory jest o czarnej- blotnistej roboty i za kazdym razem pomaga w przeprawie. Mijamy kilku 'zolnierzy' z AK na ramieniu, ktore juz naprawde nie robia na nas wrazenie, a dzungla straszna, zwierzyna niebezpieczna wiec i bron mysliwska sie przydaje...Umeczeni ladujemy w chacie Chinczyka przyslanego chyba do kontrolowania upraw. Dostajemy ryzowe whisky, makaron, ugotowane gesie jajo. Palimy chinskie cygarety. Na prawde po spotkaniach z okoliczna ludnoscia ciezko wysnuc jakiekolwiek wnoiski na temat uprawy maku, bo zdecydowanym problemem jest tutaj alkoholizm, nie narkotyki.
Gdy wydaje sie ze droge juz sie polepsza wjezdzamy w gory. Ledwo na jedynce, sciemnia sie i w baku opary, jest zimno, a zablocona kierownica nie slucha jak powinna. Morale nie najwieksze bo choc chatek przy polach ryzowych nie brakuje to bez spiworow, kuchenki i wody nie widzimy mozliwosci. Rzutem na tasme dojezdzamy do wiekszej wioski a tam koles mowiacy po angielsku. Urzednik po studiach agronomicznych przyslany ze stolicy by uczyc miejscowych wypasu bydla, efektywniejszej uprawy ryzu, by w przyszlosci ograniczyc uprawe kauczuku i wycinke lasu. Ale ci ludzie musza z czegos zyc. Hektar ryzu nie da dochodow jak hektar maku- to oczywiste. Nie mozna zjesc ciastka i miec ciastko. Albo ograniczamy uprawe narkotykow i pozwalamy na wycinke lasu i uprawy wilekohektarowe, albo nie. Glosy tych wszystykich obroncow natury, ekologow i turystow chcacych miec wakacyjna przygode w dzungli, nic nie zmienia. Wazni sa ludzie zyjacy Tutaj. Zreszta z naszego punktu widzenia tych upraw naprawde nie ma tak duzo (po birmanskiej stronie wcale). Oczywiscie przy drodze jest tego sporo, ale dalej w glab jest ciagle anarchia i nieuzytki- dzungla.
Z punktu szczytowego rozpoczyna sie zjazd spowrotem do asfaltu, ktory pojawia sie duzo szybciej niz sie spodziewamy, ale konczy sie tez szybciej bo po 300m i tak kolejnych kilkadziesiat km, gdzie pomiedzy wioskami jest szuter, w wiosce kilkaset metrow asfaltu (by poczuc nowoczesnosc?) i dalej znowu gleba. Zalapujemy sie na impreze z okazji miedzynarodowego dnia kobiet (6.03?), jemy, pijemy i tanczymy (w koncu odnalazlem ludzi z moim stajlem) i bez przeszkod dojezdzamy do cywilizacji.
Calosc zajela nam 5 dni 700km, 16l paliwa i zero pan co uznalismy za niezly sukces.Trasa wiodla przez Huay Xai- Ban Mom- Tang Or- Pha Dam- Maung Meung- Luang Nam Tha
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (66)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (10)
DODAJ KOMENTARZ
Zbychu
Zbychu - 2013-03-08 07:46
:) jesteście dokładniejsi niż "ciotka" Wikipedia ;)
Pozdrowienia
 
adajurekispolka
adajurekispolka - 2013-03-08 07:52
Fajny opis ;)
 
Basia
Basia - 2013-03-08 16:30
Endrju nieźle schudłeś :) Chyba dostaniesz dwa weselne obiady :D
 
stock
stock - 2013-03-08 19:41
Podziwiam i zazdroszczę fajnej podróży.
 
Adik
Adik - 2013-03-09 05:21
jezuuuuu kto tyle napisał, a kto to przeczyta.. dobrze że są foty! zamor serio szkapa :)
 
Jola Hankus
Jola Hankus - 2013-03-09 17:00
Dziękuję bardzo za ten wpis.Prawdziwe źródło wiedzy,wartka akcja,szczegółowy,ale co istotne,nie nudne opisy.Gratuluję,powinniście reportaże pisać.Jednocześnie podziwiam waszą zaradność,spryt,odwagę,zdolność przystosowania do tych warunków,a szczególnie do tego jedzenia.Biorąc to wszystko pod uwagę to i tak nieźle wyglądacie,a najlepiej Martusia! Wasza kondycja fizyczna i zdrowotna godna pozazdroszczenia.A poza tym to życzę wiele szczęścia,bezpiecznych przygód!CAŁUSY!
 
babcia
babcia - 2013-03-10 19:17
A ty siostra mogłabyś pisac recenzje.Nieźle trzeba było się chyba natrudzic jadąc motorkiem po tym marasie.Podziwiam Martusię.
 
awe
awe - 2013-03-12 10:58
Adik jak zawsze doceniasz nasza tworczosc:-) . Cieszymy sie ze ktos jednak przebrnal.
Glosy o moim wychudzeniu nie sa odosobnione wiec przyjechalismy podtuczyc sie ryzem i robakami.
No i ciagle nie zdecydowalismy jak sie zabrac za te Chiny
 
mariusz
mariusz - 2013-03-13 14:08
zazdroszczę , Andrzej jedz ten ryż i robaki bo lecisz z wagą .
pozdrawiam :-)
 
Adik
Adik - 2013-03-17 07:48
coś słabo z update'ami, gdzie jesteście?
 
 
zwiedzili 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 142 wpisy142 495 komentarzy495 2164 zdjęcia2164 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
16.12.2012 - 27.06.2013
 
 
18.05.2012 - 03.06.2012
 
 
29.09.2008 - 06.08.2009