No i jak wspominalam, przyszlo nam pozegnac sie z australijskimi przyjaciolmi – Eddy'm i Jill oraz ich psami ;) choc malo brakowalo, a tak latwo by sie nas nie pozbyli. Jestesmy na lotnisku, a mila pani w okienku AirAsia mowi, ze niestety Marta leciec nie moze… wow… chodzilo o paszport (Marta ma paszport wydany na rok i zostalo mniej niz pol roku jego waznosci. Generalnie nigdzie nikogo nie interesowaly daty z paszportu, ale podobno w Malezji, gdzie musielismy czekac na lot do Birmy, sa restrykcyjni …no i byli). Po dobrych kilkudziesieciu minutach czekania, dzwonienia do Malezji, itd. warunkowo pozwolili nam leciec, ale Marta nie mogla opuscic lotniska…tak wiec spedzilysmy noc w strefie transferowej. Andrzej tymczasem lecial normalnym trybem: odebral plecak i czekal az otworza check-in na lot do Birmy.
Z urzednikami birmanskimi juz zadnych problemow nie mielismy. No i tak zaczelismy przygode z Birma.
Ale od poczatku… czekajac w kolejce do Ambasady Birmy w Bangkoku, zeby zlozyc wnioski wizowe, a potem odebrac wizy spodziewalismy sie prawdziwego oblezenia Birmy. Owszem – turystow jest wiecej niz 4 lata temu, ale chyba tylko w miejscach turystycznych: Yangon, Mandalay, Bagan, Inle Lake, Golden Rock, moze na plazach… Tymczasem, my postanowilismy zobaczyc inne miejsca, takie, gdzie jeszcze nas nie bylo.
Prosto z Yangonu, gdzie wyladowalismy, pojechalismy przez Mandalay do Hsipaw. W miescinie jest chyba z 5 guesthousow. Trudno sie dziwic, ze byly prawie pelne… turystow w miescie moze z 50 ;) Nocujemy w YeeShin* , polecamy – czysto, schludnie, mila obsluga, kawa, sniadanie wliczone w cene. Zeby wiecej zobaczyc bierzemy motorbike (z para malych nozek kilkudniowy trek odpada). Nasz kierowca, czytaj Andrzej wybiera chyba najtrudniejsza, choc trzeba przyznac, bardzo ciekawa trase – kilkukrotnie przecinajaca koryto rzeki ;) Podziwiamy krajobrazy, zwyczajne zycie w osadach (pranie, kapiele w rzece, suszenie ubrania na trawie, zucie popularnego betelu, uprawy pol, wypas bydla), prace ludzi wydobywajacych kamienie z rzeki, a przy okazji szukajacych zlota. Przejezdzamy obok fabryki makaronu, zatrzymujemy sie przy goracym zrodle.. Ladnie, nawet dosyc czysto, bo smieci walajace sie wszedzie mi osobiscie mocno przeszkadzaja.
Kolejnego dnia my odpoczywalysmy (bawiac sie na werandzie, spacerujac, zawierajac nowe znajomosci), tymczasem Andrzej szkolil sie w wydobywaniu kamieni i probowal sil w… poszukiwaniu zlota. Niestety tym razem jeszcze nie znalazl ;/ Mamy nadzieje, ze innym razem sie uda. Moze nie od razu 5kg, ale choc 1? :)
KOSZTY: ok. 850 Kyat = 1$
taxi z Yangon Airport do miasta - 4000 ky
bilet autobusowy Yangon - Mandalay - 10500 / os (Marta za free)
minibus Mandalay - Hsipaw - 6500 / os
motorbike - 9000 / caly dzien
nocleg Yee Shin - 15000 / double room / noc
*bede wspominala gdzie i za ile nocujemy oraz czy warto czy nie, bo cena do warunkow panujacych w hostelach/hotelach w Birmie jest straszna
ZDJECIA WRZUCIMY JAK TYLKO BEDZIE TO MOZLIWE