Z Jalal-Abad udalismy sie do stolicy, po drodze zahaczajac o Arslanbob, uzbecka osade u podnoza gor. Droga, a zwlaszcza ostatnie kilometry prowadzily w gore i w gore. Jednak przepiekne widoki, soczysta zielen rekompensowaly zmeczenie. Arslanbob slynie z tras trekingowych, szlakow skitourowych, jazdy konnej, jazdy na osiolku, ale przede wszystkim z naturalnego lasu orzechowego.
Niestety pogoda nas nie rozpieszczala (padalo prawie cale dwa dni), wiec niewiele zobaczylismy, a widoki mogly byc bardzo ladne. Andrzej na ochotnika wybral sie zobaczyc jeden z wodospadow oraz slynny orzechowy las.
Spalismy w jednym z homestay'ow, jakich wiele w Arslanbob. Mysle, ze warto zatrzymac sie tu na chwile, wspomoc finansowo ludzi, ktorzy zyja naprawde skromnie.
Z Arslanbob zjechalismy do glownej drogi, pokonalismy jeszcze z 30km rowerami (ruch, spaliny, niebezpieczne zachowania kierowcow) i zlapalismy stopa prosto do Biszkeku. Mielismy farta, bo ciezarowek, ktore moglyby zabrac nasza trojke, bagaze i 2 rowery bylo jak na lekarstwo... Jazda do Biszkeku zajela nam 20 godzin. Najpierw zatrzymalismy sie na nocleg na jednej z przeleczy, potem woz nie chcial odpalic, potem czekalismy na cysterne, ktora dostarczyla nam 40l paliwa :) tak czy inaczej, my mamy wakacje, a ludzie, z ktorymi podrozowalismy byli bardzo mili.
Stolica zaskoczyla nas iloscia zieleni. Co rusz widzimy jakis maly park, lasek, duzo zieleni pomiedzy pasami ruchu...naprawde niezle. Co krok, mniejsze lub wieksze place zabaw dla dzieci, jeden spory lunapark. Sa oczywiscie monumentalne, betonowe budowle, ale nie az tak przytlaczajace. Oraganizujemy sie na kolejne tygodnie i ruszamy dalej.